niedziela, 5 lutego 2017

Liguria, Shanti House, miejsce magiczne

Nocowanie w Ligurii jest na ogół dość drogie. Trzeba się sporo naszukać, żeby znaleźć coś w atrakcyjnej cenie. 20 € za noc to niewątpliwie świetna cena. Nawet w 2009 r. Wracając z Prowansji przejechałyśmy (z Ewą) całą riwierę liguryjską z zamiarem obejrzenia Cinque Terre,  po raz pierwszy z dojazdem pociągiem. Hotele na wybrzeżu były zbyt drogie. W górach niedaleko Lavagny znalazłam Shanti House, za te 20 € wtedy. Droga wąska, z widokami. Prato Sopralacroce. Zanoni Alto. Kamienny stary dom na zakręcie drogi. 


Szukamy czegoś co mogłoby być recepcją. Nie ma, za to jakaś ładna młoda kobieta jeździ odkurzaczem. To Martina. Wchodzimy do środka. Cudnie. Kamienne ściany, stare drewniane okna, stare sprzęty, wielkie siedziska. Tu czy tam ktoś siedzi, leży. Idziemy na górę. Takich schodów jeszcze w hotelu nie widziałam. Zupełnie podobne do tych co prowadzą u mnie na wsi na strych, po prostu dechy. A co zabawniejsze  - ściana przy której są schody, wyłożona jest grubym materacem, takim jak do spania. Jakby ktoś spadał, co na tych schodach jest bardzo prawdopodobne, to nie rozbije się o nierówną, chropowatą ścianę z kamulców.




Wspólna sypialnia dla stałych bywalców
Pokój z dwoma łóżkami, indyjskie narzuty. W ogóle w wystroju mnóstwo elementów hinduskich. Nazwa zobowiązuje. Shanti po hindusku znaczy prosto, swobodnie, w pokoju. I taki tutaj panuje styl.
Łazienka albo na dole, z której korzystają również gospodarze - Martina i Franco, albo w drewnianym budyneczku obok, na skarpie z wygodnym dojściem z poziomu piętra. Nie jest to moje ulubione rozwiązanie, ale dla tutejszej atmosfery mogę się przemęczyć. W ogrodowej obszernej łazience był nawet skorpion, ale nie wykazywał żadnej agresji. Ładnie pozował do zdjęcia za przejrzystą pleksiglasową płytą wyściełającą prysznic.
Dwie łazienki w domku obok
Ściany z żywego kamienia
Drzwi na skobel, tutaj drzwi nie zamyka się na klucz


Idziemy do kuchni. Ogromny stół, wszystko leży na szafkach i blatach dookoła, kamienny zlew. Wielka lodówka. Wszystko co tam się znajduje jest do naszej dyspozycji, tyle że samoobsługa. Panuje absolutna wspólnota.






Kolacja wieczorem będzie przy grillu, przy stole na zewnątrz pod drzewami. Pippo i Franco zajmują się mięsem. Martina przywozi od matki michę poziomek. Goście przynoszą dodatkowo co chcą. My butelkę francuskiego wina i polskie kabanosy, które jakoś się uchowały. Są jeszcze Francuzi, Anglicy, już któryś raz z kolei. Mięso ułożone na ruszcie Pippo  natrzepuje  gałązkami rozmarynu maczanymi w oliwie. Jaki zapach!
Piec już rozpalony


Biesiadujemy, rozmawiamy pod rozgwieżdżonym niebem. Polskie kabanosy bardzo smakują. Wino lekko płynie przez gardło. Coraz weselej. Wspaniale. Atmosfera niepowtarzalna. 

Martina wyjada resztę poziomek z miski
Byłam tam 2 razy i zawsze królował luz. Wspólne kolacje, śniadania.  Ostatnim razem ja i Maryla robiłyśmy z Pippo makaron z sosem pełnym warzyw z ogródka. Franco przyniósł wielką szynkę, którą cieniutko kroił. Zawsze są jakieś miejscowe sery, pyszny chleb. 




Ponieważ nasz pokój ma podłogę z grubych dech, a przez szpary widać światło z położonego niżej salonu, czułyśmy nawet jak ktoś chyba popalał marychę. To też w stylu.
Gdy byłam w Shanti ostatni raz to pokój kosztował 30 € za 2 osoby. Nic się nie zmieniło poza tym, że zniknęły krowy. Chyba nikt nie miał ochoty i czasu na ich obrządzanie, bo rozrósł się ogródek warzywny. Teraz koszt wynosi 20 € za osobę a jeżeli jest się przynajmniej 2 dni to 15€.
Można sobie posiedzieć w cieniu...

Krów już nie ma... (2009 r)
 

Śledzę co tam się dzieje, na Facebooku. Martina poszła do pracy, zapewne Shanti nie przynosi wystarczających dochodów, żeby utrzymać ich trójkę. To bardziej sposób życia niż sposób na godziwe zarabianie. Ale można im pozazdrościć tego życia na luzie, pięknej przyrody wokół i przyjaciół z całego świata, którzy lubią tu wracać. Też bym chciała jeszcze tam wrócić...
Okolica jest piękna, szczególnie dla tych co lubią chodzić, bo jest mnóstwo szlaków, które można przemierzać zarówno pieszo, jak i rowerem a również konno. To teren Parco Naturale Regionale di Aveto. Shanti leży na wysokości 700 m n.p.m. 300 m wyżej położone są jeziora Giacopiane, gdzie można plażować, kąpać się, łowić ryby a nawet zrobić barbecue. A jesienią w okolicznych lasach jest mnóstwo wspaniałych grzybów. Jak dobrze byłoby wtedy tam pojechać, tymbardziej, że ostatnie lata były w Polsce grzybowo kiepściutkie.
Do morza, do Riviera di Levante jest 22 km. Stąd można zacząć wyprawę do Cinque Terre.

Prato Sopralacroce, najbliższe miasteczko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz