wtorek, 15 listopada 2016

Montedinove

Miałam strasznie długą przerwę w pisaniu. Ledwo po połowie czerwca wróciłam z Włoch, to zaraz musiałam zorganizować wyjazd do Norwegii. Niedługo znowu Włochy, Francja, Szwajcaria. A zapewne jeszcze w tym roku Palermo. Jest o czym pisać, ale nie ma kiedy pisać. Zaczynam więc po trochu, licząc że zimą będzie więcej czasu.
Ostatni post urwał się przed Perugią. Tam oczywiście tradycyjnie wizyta w centro commerciale "Collestrada" i dalej do Marche. Moim celem było miasteczko Montedinove, a przede wszystkim Le Vigne di Clementina Fabi, gdzie miałam mieszkać i degustować produkowane tam wino.
Po drodze wstąpiłam do Sarnano, w którym byłam przed laty i pozostało w mojej pamięci jako pełne uroku miejsce.
Sarnano



Ten sam placyk 11 lat temu
Miasteczko w którym króluje czerwona cegła, ciepły koloryt, strome kręte uliczki, kwiaty. I pełne zieleni podwórko gdzie można przysiąść na żelaznym krzesełku. 
Teraz
11 lat temu
Gościnnie uchylona furtka. Deja vu. Już tam byłam. Wrażenie jakby czas się cofnął. Do 2005 roku. Teraz dopiero policzyłam, że minęło 11 lat. Wtedy byłam z Ewą, teraz sama więc nie ma nikogo na pierwszym zdjęciu. Wszystko wygląda tak samo, aż nieprawdopodobne że minęło tyle lat.
Montedinove patrzy na okoliczne winnice ze szczytu wzgórza. Już było dość późno więc odłożyłam zwiedzanie miasteczka na następny dzień. Gdy zarezerwowałam nocleg w "Le Vigne" przeczytałam w internecie, że produkuje się tam wina. Zupełnie mi nie znane, a z opisu wyglądające bardzo ciekawie. Następnego dnia ruszałam do Abruzzo, więc nie mogłam rano iść do kantyny i próbować wina. Bo kota w worku przecież nie kupię. Wysłałam więc do właścicielki zapytanie czy byłaby możliwa wieczorna degustacja. Oczywiście tak.
Czekała mnie niespodzianka.
Rodzina Fabi od 200 lat zajmuje się winiarstwem bazując na miejscowych odmianach takich jak passerina i pecorino. W 2008 r powstała nowa przetwórnia, bardzo nowoczesna. Połączenie tradycji z nowoczesnością oraz uprawą biologiczną dało doskonałe efekty - powstają tutaj świetne wina. Dwa z nich - Offida Passerina i Offida Pecorino opatrzone są najbardziej cennym symbolem jakości - DOCG. Obok kantyny jest b&b. Kilka ładnie urządzonych pokoi, łazienki, piękny salon, stare meble, duża kuchnia w której je się śniadanie patrząc na wzgórza porośnięte winnicami. Wszędzie stoją butelki z winem. Tę w pokoju można sobie wypić na dobranoc. I to wszystko za rozsądną cenę.
Ale wracajmy do wieczoru w "Le Vigne". Powitała mnie Loretta, córka Clementine Fabi. W cantine czekał zastawiony stół i przyjaciółka Loretty... Polka Anna, która od kilku lat mieszka wraz z mężem Amerykaninem w pobliżu Montedinove. Przegryzaliśmy świetne miejscowe wędliny i sery, ascolańskie oliwki (nadziewane i panierowane) zrobione przez samą Clementine. I piliśmy wina. Nie przepadam za winami białymi, ale moja rodzina je kocha, więc musiałam sprawdzić przed zakupem. Okazały się prześwietne. Chyba zmodyfikuję, a raczej rozszerzę moje winne upodobania. Mam jeszcze schowane dwie czy trzy butelki... Niezwykle ciekawe jest też tutejsze wino czerwone - Ceri Centolitri. Ma bardzo charakterystyczny smak. Jeszcze go nie rozszyfrowałam, ale wiem że bardzo mi smakuje. Mam nadzieję że w maju odnowię moje i nie tylko moje zapasy. Wina a także oliwy, bo tutaj wytwarzana jest bardzo smakowita.
Następnego dnia, po niezwykle smacznym i obfitym śniadaniu, nie odjechałam jednak rano do Abruzzo, ale wraz z Lorettą do Montedinove. Tam czekała na nas Anna i jeszcze druga Polka Agnieszka mieszkająca tutaj wraz z mężem od chyba dwóch lat. Przyszedł sindaco (burmistrz) Antonio del Duca i jego zastępca Eraldo Vagnetti. I pokazali mi wszystko w miasteczku. Eraldo jest archeologiem i ta pasja stała się motorem do zorganizowania muzeum, w którym pokazane są znaleziska kultury piceńskiej z pobliskich wykopalisk. Piceni mieszkali na tym terenie w I tysiącleciu przed naszą erą. W muzeum delle Tombe Picene, powstałym w nieczynnym kościele klarysek, można obejrzeć mnóstwo niezwykle starych i niezwykle ciekawych przedmiotów jakich używali. 
W kościele Santa Maria de Cellis można zobaczyć drewniany krucyfiks z 1300 roku i symbole templariuszy. Kościół ma dwa poziomy. Niższy był kiedyś świątynią bogini Kupra a później siedzibą komandorii templariuszy. Można pospacerować wąskimi uliczkami starówki, wśród domów sprzed siedmiu wieków, z murów popatrzeć na piękny krajobraz z górami Sibillini na horyzoncie a nawet zobaczyć Adriatyk. Usiąść na piazza w cafe i napić się wyśmienitej kawy, tak jak w każdym włoskim miasteczku. Ale tutaj panuje wyjątkowa atmosfera, chciałabym dlatego tam jeszcze wrócić. Spotkać tych wspaniałych, życzliwych ludzi, wśród których czułam się naprawdę  serdecznie witanym gościem. Latem i jesienią w mieście odbywają się liczne imprezy i święta. Niedawno, w październiku było święto różowych jabłek, powszechnych w tym regionie zwanych jabłkami gór Sybillińskich.

Montedinove jest śliczne i niewielkie, bardzo zadbane co nie jest włoską regułą. W całej gminie mieszka niewiele ponad 500 osób. Widać że sindaco i jego zastępca cieszą się powszechną sympatią za swoje zaangażowanie w sprawy miasteczka. Mówiono mi, że sindaco wybudował miejski basen i stację benzynową (jest to jedyna komunalna stacja w regionie) dla wygody mieszkańców. Nic dziwnego, że Anna i Agnieszka wybrały Montedinove jako miejsce do życia. Co prawda ostatnie trzęsienia ziemi na tym terenie wprowadzają element niepewności. Mam jednak nadzieję, że ominą Montedinove.






czwartek, 2 czerwca 2016

Zakupowe Eldorado, przez poligon


Z San Daniele dei Friuli jechałam pierwszy raz drogą nr 13 pomiędzy Pordenone a Treviso. Jechać się nie da. Nie ze względu na innych uczestników ruchu, ale przede wszystkim z powodu sklepów. Co chwila jakieś centro commerciale, albo interesujący sklep. Ciągle trzeba przerywać jazdę i zwiedzać powierzchnie handlowe. 
Ledwo skręciłam, jadąc od północy, na SS13 na obrzeżu Pordenone, ukazał się sklep Scarpe&Scarpe. Ogromna hala wypełniona  wszelkiej maści butami. Chyba trochę za dużo, bo nic nie wpadło mi w oko. Szukałam konkretnego koloru (szafir lub błękit chagall), jednak tu królował kolor nijaki, czyli biało-beżowo, czarno, srebrno z rzadkim akcentem czerwieni. Jedne tylko były szafirowe - płaskie sandałki z paskiem między palcami, błyszczące i plastikowe. Odpada.
Są przy tej trasie jeszcze dwa sklepy PittaRosso. Tu nareszcie znalazłam kolory i wzory w wielkim wyborze. 
 Rodzina Pittarello od 1923 r działa w branży obuwniczej. Od lat 60. ubiegłego wieku rozwija się sieć dużych sklepów - najpierw w Veneto, a później w całych Włoszech. W Warszawie przez jakiś czas działał w King Cross Center na Ostrobramskiej duży sklep Pittarello, ale kilka lat temu został zlikwidowany. Na razie nie doszłam do tego czym się różnią sklepy Pittarello od PittaRosso. Na pewno różnią się tym , że w Pitarello nie jest ważna karta lojalnościowa PittaRosso. Wydaje mi się, że wszystkie nowe  sklepy powstają już tylko pod nazwą PittaRosso. Oferta jest bardzo podobna, ale nie taka sama. Na pewno nie specjalizują się w skórzanych butach, ale na pewno w modnych. Jak się dobrze poszuka to skórzane pantofle też się znajdą i to zupełnie dobre. W tym roku kupuję u nich świetne baleriny z mięciutkiej skórki. Już kupiłam 4 pary (2 dla mnie). W czerwonych przechodziłam cały dzień i czułam się jak w kapciach. 
Przy drodze SS13, w Fontanafredda, zaraz za Pordenone, jest też duży sklep Sorelle Ramonda. To trochę tak jak u nas Peek & Cloppenburg. Pod jednym dachem różne marki z wyższej półki - Trussardi Jeans, Marella, Penny Black, Benneton, Pepe Jeans, Ralph Lauren, Armani Jeans, Burberry, Lacoste, Lju Jo i wiele, wiele innych. Ceny raczej wysokie, ale zawsze są jakieś wyprzedaże - angolo di occasioni.
Tym razem wszystko co mi się podobało było w innym niż mój rozmiarze, na ogół mniejszym. W drodze powrotnej zajrzę do Trento (zjazd Trento Nord z tangenziale, czyli obwodnicy) do dużego sklepu Sorelle Ramonda. Tylko tam trzeba mieć bardzo dużo czasu, bo promocje są rozrzucone, więc przeszukiwanie trwa długo. Jeszcze niedawno był tu outlet, więc też więcej atrakcyjnych cen, ale obecnie najbliższy outlet znajduje się w Merano.
Sorelle Ramonda mają 53 sklepy w północnych Włoszech. Jadąc przez Friuli Venezia Giulia, Veneto, Trentino, Lombardię, Piemont można na nie trafić, przeważnie w małych miejscowościach. 4 sklepy są w Emilii Romanii i 2 w okolicy Rzymu.
Gdy woda zaczyna przelewać się przez drogę bariera zamyka przejazd
Jadąc na południe od San Daniele dei Friuli, do Vivaro, drogą SP 27, trafiłam na bardzo ciekawe widokowo tereny. Płyną tędy 3 rzeki - Tagliamento, Meduna i Cellina. O tej porze rzek nie widać, co najwyżej Tagliamento pełznie niewielkim strumykiem. Ale w czasie gdy woda spływa z gór, zamieniają się one w szerokie i wartko płynące.  Po tych zimowo-wiosennych przyborach zostaje szeroka płaska dolina wypełniona białymi kamieniami. Po prostu kamienista pustynia, czasami jakieś krzaczory. Droga wiodąca w poprzek wyschniętego rozlewiska mało przypomina normalną szosę, asfaltu prawie nie widać, jest obwiedziona murkami kamieni, które trochę ją chronią przed wodą. Ale przychodzi zapewne moment  kiedy woda wzbierającej rzeki przelewa się. Żeby było śmieszniej Cellina i Meduna nie są nazywane rzekami (fiume), ale strumieniami (torrente). Nie chciałabym znaleźć się w zasięgu takiego strumyka, gdy topnieją śniegi w pobliskich Alpach.

Te rozległe puste tereny są wykorzystywane jako poligon. Gdy tam przejeżdżałam spotkałam wojskowe pojazdy, widziałam mnóstwo żołnierzy (chroniących się przed słońcem pod drzewami), całe prowizoryczne obozowisko. 

Po drodze zauważyłam jeszcze jedną ciekawostkę. Na polu coś sadzono. Zwykła rzecz o tej porze. Jednak pracownicy wykonujący tę pracę poruszali się po polu na wózkach wyposażonych w parasole chroniące ich przed palącym słońcem. To się nazywa dbanie o pracownika. 
Jechałam tego dnia na nocleg do Castrocaro Terme, niedaleko Forli. Widokowo więc trasa w swej większej części nie była ciekawa. Rozległa Padana, rzeczki, kanały, pola uprawne, miasteczka. Jedynie koło Chioggi ładny przejazd przez zatokę u ujścia Padu. Droga idzie przez wodę po wąskim przesmyku. Niestety bariery ograniczają widoczność, ruch na SS 309 Romea jest duży, więc rozglądać za bardzo się nie można. Nie miałam czasu wstąpić di Chioggi, a chyba jest tam ładnie. 
Chioggia widziana z SS309
Udało mi się tylko zajrzeć do Rawenny na pyszne lody w gelaterii "Nuovo Mondo" na placu przed dworcem. Kiedyś uznawałam je za najlepsze, jednak przy sycylijskich trochę zbladły.  
Castrocaro Terme widziane z sąsiedniej górki
Dopiero niedaleko Castrocaro Terme krajobraz zaczął się robić bardziej przyjazny dla mojego oka, pojawiły się pagórki. Wybrałam Castrocaro nie ze względu na charakter uzdrowiskowy, ale cenę noclegu. Za 20 € miałam do dyspozycji sypialnię, łazienkę, kuchnię i tarasik przy spokojnej pełnej zieleni ulicy, kilka minut spaceru od centrum. Samo Castrocaro to spokojne miasteczko z termami, niewielką starówką na wzgórzu i zamkiem. Już było za późno, żeby iść do zamku, zjadłam więc tylko kolację w trattorii tuż przy bramie prowadzącej w głąb starego miasta. Restauracja ładna, w starych podziemiach, z dużym wyborem win. Jednak jedna krewetka była niezbyt pierwszej świeżości, na szczęście jej nie zjadłam. Krewetki powinny być błyszczące, chrupkie, stawiać zębom opór, a ta była matowa i jak z ciasta. A zatrucie krewetkami jest bardzo niebezpieczne.
Strzałka pokazuje felerną krewetkę. Ta duża była dobra.
Droga następnego dnia już była ładniejsza, bo prowadziła przez mniejsze i większe góry. Z Ceseny na południe wiedzie autostrada E45 lub inaczej SS3bis. Dzięki niej można szybko przeciąć Apeniny i znaleźć się w Perugii, Asyżu, Spoleto. Szybko i bez dodatkowych kosztów, bo ta autostradowa droga jest bezpłatna. Takich szybkich bezpłatnych dróg we Włoszech jest kilka. Ale wiadomo że jeżeli coś jest za darmo, to musi być gorsze. Utrzymanie drogi kosztuje. Dlatego asfalt na E45 nie należy do najgładszych, jednak i tak przecina się nią Apeniny znacznie szybciej niż lokalnymi drogami. A widoki też są piękne.
E45 prowadzi tuż obok Lago di Montedoglio, widok piękny


poniedziałek, 30 maja 2016

PittaRosso - królestwo butów

Dzisiaj mało słów a dużo zdjęć. Sklepy PittaRosso. Jest ich sporo we Włoszech. W tym roku są tam chyba najfajniejsze butki. Jest kolor, czego tak brakuje w większości sklepów. Ma być kolorowo, błyszcząco, gigantyczne szpilki, ogromne platformy, kolorowe podeszwy, białe traktory, koronki i korek, brylanty i wzory we wszystkich kolorach. Oczywiście są też buty zupełnie klasyczne. Jest w czym wybierać. 
Ceny umiarkowane - od 20 do 45 €. Niewiele droższych i niewiele tańszych. Droższe to oczywiście te markowe, szczególnie sportowe.