niedziela, 22 listopada 2015

Route des Grandes Alpes, a świstak zawija papierki

Tuż obok Italii, niedaleko zachodniej granicy, przez francuską część Alp wiedzie Route des Grandes Alpes, czyli droga wysokoalpejska. To trasa dla lubiących kręte drogi, strome podjazdy i cudownie piękne widoki. Trasa liczy sobie 684 km. Zaczyna się niedaleko jeziora Genewskiego a kończy w Menton na Lazurowym Wybrzeżu. Prowadzi przez 16 przełęczy, z czego 6 ma powyżej 2000 m. Przejechałam dużą część tej niezwykłej trasy. Zostały mi jeszcze dwa odcinki, więc zapewne niedługo uda się całość zrealizować.

We wrześniu, jadąc z Alzacji, przemierzyłyśmy spory kawałek Route des Grandes Alpes. Jeden odcinek odpadł ze względu na pogodę - po wyjeździe z upalnego Colmaru pogoda zmieniła się diametralnie. Mglisto, deszczowo. I tak pochmurno miało być przez najbliższe dni. Jazda w taką pogodę w poszukiwaniu pięknych widoków nie miała sensu. Trzeba było zmienić trasę. Ale i tak udało się sporo zobaczyć. Zresztą innej lepszej drogi do Turynu znad jeziora Genewskiego nie było. Jedynie przejazd przez tunele - albo Mont Blanc, albo Frejus. Byłoby szybko, ale gdzie górskie widoki. Poza tym za przejazd tymi tunelami trzeba sporo zapłacić. Bawić się w kreta za kilkadziesiąt euro? Bez sensu.
Mieszkałyśmy w Venthon, niedaleko Albertville. Wieś absolutna, cisza, zieleń i piękne widoki na Alpy. Bardzo mili gospodarze. Życie rodzinne toczyło się dookoła. W apartamencie w którym mieszkałyśmy część szafy była dla nas, w łazience większość szafek zajmowały rzeczy gospodarzy. Czułyśmy się jak w gościach. Za nieduże pieniądze, ze śniadaniem bardzo dobrym jak na Francję. Jest to przecież kraj gdzie na śniadanie jada się francuski rogalik i popija byle jaką kawą. A tu biesiadowałyśmy prawie jak w Niemczech i to nie dopłacając za śniadanie, tak jak to jest przyjęte w większości francuskich hoteli. L'Eterlou Chambres d'Hote. Ten adres warto zapamiętać i wrócić tam. W pobliżu jest piękne Annecy i tuż obok Route des Grandes Alpes.
Takie okiennice są charakterystyczne dla tych stron
Dzień wcześniej przejechałyśmy pierwszy odcinek wysokoalpejskiej drogi - przez przełęcz  Col de la Colombiere i Col des Aravis. Droga piękna, tylko na początku było pochmurno, więc jechałyśmy czasami w chmurze, szczególnie w pobliżu Col de la Colombiere. Ale droga jest wystarczająco szeroka aby czuć się bezpiecznie. Na Col des Aravis sprzedaje się skóry krowie. Wszędzie są rozwieszone. A tuż obok pasą się słodkie mućki w tych samych kolorach. Skóra sprzedana, to zaraz obedrze się następną. Odstraszające od zakupów skojarzenie...
Droga na Col de la Colombiere
Droga na Col de la Colombiere
Klasztor karmelitów w Le Reposoir
Na Col des Aravis
Kiedy moja kolej?...
Ponieważ dojechałyśmy do Ugine, gdzie droga odbija do Albertville, wczesnym popołudniem, wybrałyśmy się jeszcze do oddalonego o 37 km Annecy, o którym słyszałam, że jest bardzo piękne. Ostatnie 20 km drogi biegnie po brzegu Lac d'Annecy. Piękne górskie jezioro, a na jego północnym brzegu rozsiadło się Annecy. 
Pogoda się wyklarowała i w słońcu wszystko wyglądało znacznie ładniej. W mieście jest dużo wody, szersze i węższe kanały wśród starych domów. I wszędzie mnóstwo kwiatów, jak to zazwyczaj we Francji. La Ville Fleuri - ukwiecone miasto, taki napis można zobaczyć na rogatkach prawie wszystkich miejscowości. Przynajmniej tam gdzie byłam. W Annecy trzeba wspiąć się wąskimi schodkowymi uliczkami na samą górę, do pięknego zamku skąd rozciąga się rozległy widok na miasto i góry. 
Lac d'Annecy






Zjadłyśmy dobre lody i pojechałyśmy do Albertville. Na kolację we Francji chodzi się rzadko, tylko tam gdzie wiem że jest jakiś charakterystyczny lokalny przysmak. Najlepsza  kolacja to francuskie sery, winogrona i wino.

Przed wyjazdem do Alzacji sprawdzałam na Tripadvisorze jakie są tamtejsze specjalności. Wyszło że policzki wieprzowe na zasmażanej kiszonej kapuście. Niestety nie zapisałam sobie nazwy i jak przyszło co do czego, w Strasburgu w restauracji, to policzki zamieniły się w golonkę. Pyszną, ale upał był ponad 30 stopniowy...
Niedaleko od Venthon wjeżdża się na drogę 925 w kierunku Bourg Saint-Maurice. Ładne miasteczko na Route des Grandes Alpes. Mieszkałam tam trzy lata temu i stąd wyruszyłam na Col de L'Iseran. Wtedy wydawało mi się, że jest to najwyższa w Europie przełęcz którą można pokonać asfaltową drogą. 10 m wyższa niż Passo dello Stelvio, na której byłam kilka razy i od której zaczęło się moje upodobanie do przełęczy.
Ale zanim dojedzie się do Bourg Saint-Maurice droga, najpierw 925 a potem 902, prowadzi nad jezioro Roselend. Piękne, jak każde górskie jezioro. Z urokliwą kamienną kapliczką na skarpie.
Lac de Roselend
Potem droga pnie się w górę dostarczając widoków na jezioro, aby dojść na przełęcz Cormet de Roselend. Tam miałyśmy zabawne spotkanie. Wszyscy robią sobie zdjęcia pod tablicami z nazwą przełęczy i odległościami od najbliższych miejscowości.  Stała tam grupa niemieckich kolarzy. Stali i stali, czekając na ostatniego, który właśnie dojeżdżał. Więc komentowałyśmy jego opieszałość. Gdy to usłyszał, odezwał się po polsku, z silnym śląskim akcentem. Okazało się, że od chyba 30 lat mieszka na zachodzie Niemiec. Zorganizowali sobie z kolegami wyprawę w najwyższe francuskie Alpy. Zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcia. Ja nawet na rowerze. 
                          
W Bourg Saint-Maurice można zrobić atrakcyjne zakupy ciuchowe w La Halle. Przed kilku laty La Halle chciało zadomowić się na polskim rynku, ale jakoś się to nie udało. Pamiętam, że nie było tam nic atrakcyjnego, tzw ciuchy starobabowe. Ale we Francji zawsze coś ładnego tam znalazłyśmy. Kupiłyśmy sobie w tym roku po kilka sweterków, przed trzema laty również.
Bourg Saint-Maurice



  
Zabawną ozdobą restauracji jest sznur ze staroświeckimi gaciami

















Trasa na Col de L'Iseran jest niezwykle malownicza. Krajobraz otwiera się szeroko. Droga nie zmusza do karkołomnych wysiłków. Jest bardzo dużo miejsc do swobodnego zatrzymania. Jedzie się bardzo rekreacyjnie. Najpierw ukazuje się jezioro, błękitne tak samo jak niebo, bo jechałyśmy tam przy bardzo słonecznej pogodzie. Lac du Chevril powstało w wyniku spiętrzenia nurtu rzeki Isere. Zaraz za nim (około 30 km od Bourg) pojawiają się wieżowce. Dysonans w górskim krajobrazie. To Val d'Isere, słynny narciarski ośrodek. Są tam również domy bardziej pasujące do gór, ale te wieżowce mocno mnie zszokowały. I we Francji tak właśnie wyglądają narciarskie kurorty.
Lac du Chevril

Val d'Isere
W dole jeszcze widać Val d'Isere

Droga wspina się systematycznie, co chwila widać coraz niżej w dolinie domy Val d'Isere. 
Przełęcz znajduje się na wysokości 2770 m nad poziomem morza. Jest na niej to co zwykle - tablice, kapliczka, trochę komercji, parking i turyści pstrykający zdjęcia. Wysokość imponująca. Alpejski krajobraz w najlepszym wydaniu.
Dopiero w tym roku we wrześniu byłam 232 m wyżej. Na Col de la Bonette, ponad 300 km dalej na południe. Ale o tym odcinku Route des Grandes Alpes w następnym blogu. Na trasie wiodącej przez przełęcz Iseran trafiły nam się jeszcze trzy ciekawostki - szarotki, świstak i dom z niebieskimi okiennicami. Szarotki rosną przy samej szosie, dość niepozorne. Natomiast gdy skręciłyśmy w boczną drogę w poszukiwaniu jeziorka, spotkałyśmy świstaka. Czekałyśmy kiedy zacznie zawijać papierki. Biegał sobie między kamieniami nie przejmując się, że jest obiektem zainteresowania i bierze udział w sesji fotograficznej. Na Grossglockner Hochalpenstrasse były tabliczki, żeby uważać na świstaki, ale nie widziałyśmy ani jednego. Tutaj świstak po prostu biegał obok...
Gdy już zjeżdżałyśmy z przełęczy nagle pojawił się obok drogi kamienny dom z niebieskimi okiennicami. Opuszczony i piękny. Obok szumiał na skałach rwący potok Lenta. Jak cudownie byłoby tu mieszkać. Najważniejsze, że jest woda, i to czysta. Jedyny mankament, że zimę trzeba by przesiedzieć na miejscu. Bo droga zapewne jest przez te kilka miesięcy nieprzejezdna. Przełęcz  jest otwarta na ogół tylko od lipca do września. Od północy droga musi być odśnieżana do Val d'Isere, żeby narciarze mogli wygodnie dojechać. Dalej już nikt nie mieszka. Od południa zapewne do ostatniej osady Bonneval-sur-Arc, a stamtąd do domu jeszcze kawałek, z 10 km. Konik i sanki. To by rozwiązało sprawę komunikacji.
 Za Lanslevillard (ville fleuri i to bardzo) opuściłyśmy Route des Grandes Alpes i nad jeziorem oraz przez przełęcz Col du Mont Cenis pojechałyśmy do Italii, do Susy. Też piękna trasa.
Lanslevillard
Lac du Mont Cenis
Odjeżdżamy do Italii




1 komentarz: