poniedziałek, 30 listopada 2015

Route des Grandes Alpes, blisko nieba

O tym co najwyżej w Alpach. Zacząć trzeba od Mont Blanc, lub po włosku Monte Bianco. Jest to na prawdę biała góra. Gdy pojawiła się przed nami w drodze z Aosty do Courmayeur, nie było wątpliwości. To Monte Bianco.
Najwyższy szczyt  Alp - 4810 m npm. Przez boczny wierzchołek masywu przebiega granica włosko-francuska. Z włoskiego Courmayeur i z francuskiego Chamonix można dostać się na górę. We wrześniu tego roku miałyśmy w planach Chamonix, ale niestety pogoda nie sprzyjała. Góra ukryła się w chmurach i mgle. Nie było więc sensu wjeżdżać.
Za to 3 lata temu po włoskiej stronie pogoda była piękna, więc wyprawa na górę dostarczyła niezapomnianych wrażeń. Ale to już historia. Wtedy Monte Bianco było wielkim placem budowy, nie miałam pojęcia co tam się dzieje. Zadziało się - w czerwcu tego roku ruszyła nowa kolejka i cała nowa infrastruktura. 
Gdy wjeżdżałam wtedy na górę, pięknym wydawałoby się wagonikiem kolejki, to panował tam ścisk a widoki były nieco ograniczone. Nowe wagoniki obracają się wokół swojej osi, więc pasażerowie mają widok 360 stopni. Na Pointe Helbronner (3452 m npm), dokąd w kilka minut dociera kolejka, zrobiono nowy taras widokowy. Stare konstrukcje już zostały rozebrane. Na szczęście widoki pozostały te same, co najwyżej lepiej je się ogląda z nowego tarasu.
Wjeżdżamy w górę
Plac budowy na Monte Bianco




Dente del Gigante (Ząb Giganta)



Stacja kolejki znajduje się  w Entreves na obrzeżu Courmayeur. Niedaleko jest wjazd do tunelu pod Mont Blanc. Powstały nowe, większe parkingi. Ale i tak lepiej przyjechać wcześniej, żeby zaparkować i kupić bilet. Można też kupić go przez internet, co jest możliwe od połowy sierpnia. Co prawda wcześniejszy zakup wiąże się z ryzykiem nie trafienia w pogodę... Wjazd trochę zdrożał. Normalny bilet do końca trasy kosztuje 45 € (dla obywateli UE po 65 roku życia 32 €), do pierwszej stacji Pavillon na wys. 2173 m npm 25 € (17,5 €). Jeszcze kilka euro trzeba doliczyć na parking. Ale warto tam pojechać, bo wrażenia są niezapomniane. Latem należy obejrzeć najwyżej w Europie położony ogród botaniczny - Saussurea, przy stacji Pavillon. A z Punta Helbronner można wybrać się do schroniska Torino. Po prostu na górski obiad. 
Ciekawa jestem Skyway Monte Bianco. Trzeba będzie to połączyć z wyprawą na pozostałe, nieznane mi jeszcze odcinki Route des Grandes Alpes.
W stronę francuskiej granicy, wciąż widać Monte Bianco
Spod Monte Bianco do Francji prowadzi górska droga przez przełęcz Piccolo San Bernardo. Czyli Małą Przełęcz Świętego Bernarda - 2188 m n.p.m. Jak widać wcale nie taka mała. Duża Przełęcz Świętego Bernarda znajduje się na granicy szwajcarsko-włoskiej, na drodze z Martigny do Aosty i ma wysokość 2469 m n.p.m. Rzadko kto jednak pokonuje ją na tej wysokości, ponieważ jest wygodny (ale płatny - 28 € w jedną stronę) tunel o długości prawie 6 km. 
Wracamy na trasę na Piccolo San Bernardo. Jest ona przejezdna na pewno od lipca do października. W innym terminie mogą być problemy z przejazdem. Już kilka razy w maju zawracałam nie dojechawszy do przełęczy, bo była chiuso (zamknięta), co oznacza, że zasypana śniegiem.  Piękne jezioro po drodze - Lago Verney, cudne widoki, bernardyny (sztuczne ale urocze) na przełęczy. I jagody, mirtille. Zawsze we wrześniu można się nimi objeść. Włosi przyjeżdżają tutaj, aby je zbierać. Nawet by mi nie przyszło do głowy wybrać się na przełęczy po jagody, gdyby nie dwie Włoszki, które zaparkowały obok nas przy drodze tuż za przełęczą. Z plastikowymi pojemnikami zaczęły wspinać się po zielonym stoku i coś zbierały. Więc my też ruszyłyśmy w górę. Okazało się że cały stok porośnięty jest jagodami. Dojrzałymi właśnie.
I tu kończy się Italia. To dość umowne, bo długo przed granicą i nazwy i napisy są francuskie, tylko po numerze drogi można zorientować się w jakim jest się kraju. We Włoszech to SS 26 a we Francji D 1090.

Lago Verney, tuż przed przełęczą
Stare hospicjum i monumentalny posąg św. Bernarda - colle Piccolo San Bernardo
Na Colle de la Bonette jechałyśmy od Cuneo, piękną drogą SS 21 w dolinie Stury. Granica z Francją znajduje się na przełęczy Colle della  Maddalena (Col de Larche) tylko 1991 m n.p.m. Ta przełęcz jest teoretycznie przejezdna przez cały rok, choć śniegi bywają tu okrutne. Zdarza się kilka dni kiedy służby drogowe nie dają rady z odśnieżaniem i trasa bywa chwilowo zamknięta. Przejeżdżałam nią nieraz w maju i śnieg nadal leżał przy drodze i w ogródku restauracji gdzie pije się ostatnią dobrą kawę. Połamane, powykrzywiane metalowe bariery, zwalone drzewa, to wtedy świeże ślady po zimie. We wrześniu śniegu już nie ma, najwyżej wysoko na szczytach.
W drugiej połowie maja , ogródek ristorante na Colle della Maddalena
Za przełęczą droga 900 wije się wzdłuż rzeki Ubayette a potem Ubaye. Na stoku z lewej strony pojawiają się potężne fortyfikacje Linii Maginota. W Jausiers, bardzo ładnym miasteczku, trzeba skręcić na południe, w kierunku Nicei.
Droga jest, jak to w Alpach, bardzo malownicza, zakrętami wspina się pracowicie w górę. Znikają drzewa i krzewy. Jeziorko nad którym w słoneczną niedzielę rozłożyło się mnóstwo turystów. Ruiny wojskowych budowli. Zaczyna być wulkanicznie - ciemnoszare i czarne skały. Można objechać taką pętlą czarny, czubaty szczyt Cime de la Bonette, za którym znajduje się przełęcz. Można wejść na szczyt z przełęczy. Jest tam punkt widokowy z oszałamiającą panoramą Alp.


Droga się kończy, czy coś tam będzie...
Cime de la Bonette
Widok z przełęczy
Amatorzy widoków wspinają się na Cime de la Bonette
Zjazd z przełęczy
Po drodze opuszczona wieś
Droga przez Col de la Bonette (2802 m n.p.m.) prowadzi na Lazurowe Wybrzeże do Nicei i Menton. Nie pojechałyśmy nią do końca, tylko w miejscowości Isola skręciłyśmy w stronę Włoch. Oczywiście też przez graniczną przełęcz - Colle della Lombarda, 2350 m n.p.m. Po francuskiej stronie znajduje się nowoczesny narciarski ośrodek Isola 2000, o tej porze roku pustawy i senny. Znowu wielopiętrowe domy w sercu gór.
Droga pięknie się wspina i kręci,  do przełęczy jest porządna i odpowiednio szeroka. Gdy przejedzie się na włoską stronę, szosa zwęża się znacznie. Lepiej nie spotykać samochodów z przeciwka. Na szczęście widoczność jest dobra, więc można w porę przytulić się do skały i złożyć lusterka, albo znaleźć mijankę. Adrenalina mi nieco podskoczyła. Ale krajobrazy są tak piękne, że warte tej odrobiny stresu. Odetchnęłam jednak z ulgą gdy zjechałam w dolinę rzeki i droga się poszerzyła. Przy trasie znajduje się położone najwyżej w Europie sanktuarium - Świętej Anny, poświęcone rodzicom Najświętszej Marii Panny, świetnie widoczne podczas zjazdu z przełęczy. W tym roku, już od miesiąca przejazd przez Colle della Lombarda jest niemożliwy, śnieg wysoko zasypał wszystko. I tak zostanie do wiosny - przerwa zimowa. Do Santuario di Sant'Anna udaje się czasami dojechać, ale to już niższa część drogi. 






Droga już ciut szersza, w głębi Santuario di Sant'Anna

niedziela, 22 listopada 2015

Route des Grandes Alpes, a świstak zawija papierki

Tuż obok Italii, niedaleko zachodniej granicy, przez francuską część Alp wiedzie Route des Grandes Alpes, czyli droga wysokoalpejska. To trasa dla lubiących kręte drogi, strome podjazdy i cudownie piękne widoki. Trasa liczy sobie 684 km. Zaczyna się niedaleko jeziora Genewskiego a kończy w Menton na Lazurowym Wybrzeżu. Prowadzi przez 16 przełęczy, z czego 6 ma powyżej 2000 m. Przejechałam dużą część tej niezwykłej trasy. Zostały mi jeszcze dwa odcinki, więc zapewne niedługo uda się całość zrealizować.

We wrześniu, jadąc z Alzacji, przemierzyłyśmy spory kawałek Route des Grandes Alpes. Jeden odcinek odpadł ze względu na pogodę - po wyjeździe z upalnego Colmaru pogoda zmieniła się diametralnie. Mglisto, deszczowo. I tak pochmurno miało być przez najbliższe dni. Jazda w taką pogodę w poszukiwaniu pięknych widoków nie miała sensu. Trzeba było zmienić trasę. Ale i tak udało się sporo zobaczyć. Zresztą innej lepszej drogi do Turynu znad jeziora Genewskiego nie było. Jedynie przejazd przez tunele - albo Mont Blanc, albo Frejus. Byłoby szybko, ale gdzie górskie widoki. Poza tym za przejazd tymi tunelami trzeba sporo zapłacić. Bawić się w kreta za kilkadziesiąt euro? Bez sensu.
Mieszkałyśmy w Venthon, niedaleko Albertville. Wieś absolutna, cisza, zieleń i piękne widoki na Alpy. Bardzo mili gospodarze. Życie rodzinne toczyło się dookoła. W apartamencie w którym mieszkałyśmy część szafy była dla nas, w łazience większość szafek zajmowały rzeczy gospodarzy. Czułyśmy się jak w gościach. Za nieduże pieniądze, ze śniadaniem bardzo dobrym jak na Francję. Jest to przecież kraj gdzie na śniadanie jada się francuski rogalik i popija byle jaką kawą. A tu biesiadowałyśmy prawie jak w Niemczech i to nie dopłacając za śniadanie, tak jak to jest przyjęte w większości francuskich hoteli. L'Eterlou Chambres d'Hote. Ten adres warto zapamiętać i wrócić tam. W pobliżu jest piękne Annecy i tuż obok Route des Grandes Alpes.
Takie okiennice są charakterystyczne dla tych stron
Dzień wcześniej przejechałyśmy pierwszy odcinek wysokoalpejskiej drogi - przez przełęcz  Col de la Colombiere i Col des Aravis. Droga piękna, tylko na początku było pochmurno, więc jechałyśmy czasami w chmurze, szczególnie w pobliżu Col de la Colombiere. Ale droga jest wystarczająco szeroka aby czuć się bezpiecznie. Na Col des Aravis sprzedaje się skóry krowie. Wszędzie są rozwieszone. A tuż obok pasą się słodkie mućki w tych samych kolorach. Skóra sprzedana, to zaraz obedrze się następną. Odstraszające od zakupów skojarzenie...
Droga na Col de la Colombiere
Droga na Col de la Colombiere
Klasztor karmelitów w Le Reposoir
Na Col des Aravis
Kiedy moja kolej?...
Ponieważ dojechałyśmy do Ugine, gdzie droga odbija do Albertville, wczesnym popołudniem, wybrałyśmy się jeszcze do oddalonego o 37 km Annecy, o którym słyszałam, że jest bardzo piękne. Ostatnie 20 km drogi biegnie po brzegu Lac d'Annecy. Piękne górskie jezioro, a na jego północnym brzegu rozsiadło się Annecy. 
Pogoda się wyklarowała i w słońcu wszystko wyglądało znacznie ładniej. W mieście jest dużo wody, szersze i węższe kanały wśród starych domów. I wszędzie mnóstwo kwiatów, jak to zazwyczaj we Francji. La Ville Fleuri - ukwiecone miasto, taki napis można zobaczyć na rogatkach prawie wszystkich miejscowości. Przynajmniej tam gdzie byłam. W Annecy trzeba wspiąć się wąskimi schodkowymi uliczkami na samą górę, do pięknego zamku skąd rozciąga się rozległy widok na miasto i góry. 
Lac d'Annecy






Zjadłyśmy dobre lody i pojechałyśmy do Albertville. Na kolację we Francji chodzi się rzadko, tylko tam gdzie wiem że jest jakiś charakterystyczny lokalny przysmak. Najlepsza  kolacja to francuskie sery, winogrona i wino.

Przed wyjazdem do Alzacji sprawdzałam na Tripadvisorze jakie są tamtejsze specjalności. Wyszło że policzki wieprzowe na zasmażanej kiszonej kapuście. Niestety nie zapisałam sobie nazwy i jak przyszło co do czego, w Strasburgu w restauracji, to policzki zamieniły się w golonkę. Pyszną, ale upał był ponad 30 stopniowy...
Niedaleko od Venthon wjeżdża się na drogę 925 w kierunku Bourg Saint-Maurice. Ładne miasteczko na Route des Grandes Alpes. Mieszkałam tam trzy lata temu i stąd wyruszyłam na Col de L'Iseran. Wtedy wydawało mi się, że jest to najwyższa w Europie przełęcz którą można pokonać asfaltową drogą. 10 m wyższa niż Passo dello Stelvio, na której byłam kilka razy i od której zaczęło się moje upodobanie do przełęczy.
Ale zanim dojedzie się do Bourg Saint-Maurice droga, najpierw 925 a potem 902, prowadzi nad jezioro Roselend. Piękne, jak każde górskie jezioro. Z urokliwą kamienną kapliczką na skarpie.
Lac de Roselend
Potem droga pnie się w górę dostarczając widoków na jezioro, aby dojść na przełęcz Cormet de Roselend. Tam miałyśmy zabawne spotkanie. Wszyscy robią sobie zdjęcia pod tablicami z nazwą przełęczy i odległościami od najbliższych miejscowości.  Stała tam grupa niemieckich kolarzy. Stali i stali, czekając na ostatniego, który właśnie dojeżdżał. Więc komentowałyśmy jego opieszałość. Gdy to usłyszał, odezwał się po polsku, z silnym śląskim akcentem. Okazało się, że od chyba 30 lat mieszka na zachodzie Niemiec. Zorganizowali sobie z kolegami wyprawę w najwyższe francuskie Alpy. Zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcia. Ja nawet na rowerze. 
                          
W Bourg Saint-Maurice można zrobić atrakcyjne zakupy ciuchowe w La Halle. Przed kilku laty La Halle chciało zadomowić się na polskim rynku, ale jakoś się to nie udało. Pamiętam, że nie było tam nic atrakcyjnego, tzw ciuchy starobabowe. Ale we Francji zawsze coś ładnego tam znalazłyśmy. Kupiłyśmy sobie w tym roku po kilka sweterków, przed trzema laty również.
Bourg Saint-Maurice



  
Zabawną ozdobą restauracji jest sznur ze staroświeckimi gaciami

















Trasa na Col de L'Iseran jest niezwykle malownicza. Krajobraz otwiera się szeroko. Droga nie zmusza do karkołomnych wysiłków. Jest bardzo dużo miejsc do swobodnego zatrzymania. Jedzie się bardzo rekreacyjnie. Najpierw ukazuje się jezioro, błękitne tak samo jak niebo, bo jechałyśmy tam przy bardzo słonecznej pogodzie. Lac du Chevril powstało w wyniku spiętrzenia nurtu rzeki Isere. Zaraz za nim (około 30 km od Bourg) pojawiają się wieżowce. Dysonans w górskim krajobrazie. To Val d'Isere, słynny narciarski ośrodek. Są tam również domy bardziej pasujące do gór, ale te wieżowce mocno mnie zszokowały. I we Francji tak właśnie wyglądają narciarskie kurorty.
Lac du Chevril

Val d'Isere
W dole jeszcze widać Val d'Isere

Droga wspina się systematycznie, co chwila widać coraz niżej w dolinie domy Val d'Isere. 
Przełęcz znajduje się na wysokości 2770 m nad poziomem morza. Jest na niej to co zwykle - tablice, kapliczka, trochę komercji, parking i turyści pstrykający zdjęcia. Wysokość imponująca. Alpejski krajobraz w najlepszym wydaniu.
Dopiero w tym roku we wrześniu byłam 232 m wyżej. Na Col de la Bonette, ponad 300 km dalej na południe. Ale o tym odcinku Route des Grandes Alpes w następnym blogu. Na trasie wiodącej przez przełęcz Iseran trafiły nam się jeszcze trzy ciekawostki - szarotki, świstak i dom z niebieskimi okiennicami. Szarotki rosną przy samej szosie, dość niepozorne. Natomiast gdy skręciłyśmy w boczną drogę w poszukiwaniu jeziorka, spotkałyśmy świstaka. Czekałyśmy kiedy zacznie zawijać papierki. Biegał sobie między kamieniami nie przejmując się, że jest obiektem zainteresowania i bierze udział w sesji fotograficznej. Na Grossglockner Hochalpenstrasse były tabliczki, żeby uważać na świstaki, ale nie widziałyśmy ani jednego. Tutaj świstak po prostu biegał obok...
Gdy już zjeżdżałyśmy z przełęczy nagle pojawił się obok drogi kamienny dom z niebieskimi okiennicami. Opuszczony i piękny. Obok szumiał na skałach rwący potok Lenta. Jak cudownie byłoby tu mieszkać. Najważniejsze, że jest woda, i to czysta. Jedyny mankament, że zimę trzeba by przesiedzieć na miejscu. Bo droga zapewne jest przez te kilka miesięcy nieprzejezdna. Przełęcz  jest otwarta na ogół tylko od lipca do września. Od północy droga musi być odśnieżana do Val d'Isere, żeby narciarze mogli wygodnie dojechać. Dalej już nikt nie mieszka. Od południa zapewne do ostatniej osady Bonneval-sur-Arc, a stamtąd do domu jeszcze kawałek, z 10 km. Konik i sanki. To by rozwiązało sprawę komunikacji.
 Za Lanslevillard (ville fleuri i to bardzo) opuściłyśmy Route des Grandes Alpes i nad jeziorem oraz przez przełęcz Col du Mont Cenis pojechałyśmy do Italii, do Susy. Też piękna trasa.
Lanslevillard
Lac du Mont Cenis
Odjeżdżamy do Italii