piątek, 16 stycznia 2015

Kalabria- góry i jeziora - w krainie żarnowców

Piękne wybrzeże to nie wszystko, to nie cała uroda Kalabrii. Jej górzyste wnętrze kryje mnóstwo ciekawych i pięknych miejsc. Jeszcze sporo brakuje, żeby to  poznać, choćby bardzo pobieżnie. Ale staram się co roku coś nowego obejrzeć.
Wiele osób pyta dlaczego stale jeżdżę do Włoch, przecież wszędzie już byłam. Jeszcze nie wszędzie, choć na pewno niewiele osób widziało tak dużo jak ja. Jednak mnóstwo miejsc jest ledwo dotkniętych. Przejeżdżałam, zrobiłam kilka zdjęć, zatrzymałam się na chwilę, chciałabym wrócić. A przecież lat przybywa, nie wiem kiedy podróżowanie samochodem stanie się dla mnie zbyt trudne. Na razie jest to największa frajda. Planuję podróż tak, żeby nie pędzić tylko do przodu, lubię się snuć lokalnymi drogami od miasteczka do miasteczka. Już mam ułożoną moją majowo-czerwcową podróż. Mało będzie w niej Kalabrii, ale to przecież nie jest moja ostatnia wyprawa.
Za to w ubiegłym roku zanurkowałyśmy do wnętrza Kalabrii.
Ponieważ trochę za dużo czasu spędziłyśmy w centro commerciale Annunziata, tuż przy zjeździe z autostrady w Gioia Tauro, pojechałyśmy więc A 3 jeszcze kawałek dalej do Rogliano Calabro. I tam w góry. Zaraz za zjazdem z autostrady w kierunku Mangone. Ładną krętą drogą przez spokojne miasteczka. Z Cellary drogą SP 75 w stronę Lago Arvo. Pogoda zrobiła się słoneczna, więc zdjęcia były coraz ładniejsze. Pojechałyśmy mało uczęszczaną drogą po południowym brzegu jeziora. Ukwiecone łąki, las, przyroda w pełnym rozkwicie, jak to na przełomie maja i czerwca.
Lago Arvo
Na północnym brzegu jeziora leży wypoczynkowa miejscowość Lorica. Stamtąd drogą  (wąską i trochę dziurawą) Strada delle Vette można przejechać na tereny narciarskie na Monte Botte Donato (1928 m npm) i do popularnego ośrodka narciarskiego Camigliatello Silano. Ta kikunastokilometrowa trasa szczytów (vetta to szczyt) przechodzi poprzez Monte Botte Donato, Monte Curcio (1670 m npm) i Monte Scuro (1673 m npm). Ciągle mnie kusi, ale w maju leży tam jeszcze śnieg.
Więc dalej na północ w kierunku następnego pięknego jeziora - Lago di Cecita o Mucone i do krainy żarnowców.
Kalabryjskie jeziora powstały w wyniku spiętrzenia rzek (na ogół o tej samej nazwie co akwen),  są więc dość wąskie i długie, z odnogami którymi woda wcisnęła się pomiędzy góry i pagórki. Dzięki temu są bardzo malownicze. Taka wyprawa szlakiem jezior obfituje w przepiękne widoki.
Lago di Cecita o Mucone
Kierując się od jeziora w kierunku Acri, drogą ss 660, wjeżdżamy do krainy żarnowców. W maju w całych Włoszech, szczególnie w górach, kwitną żarnowce. Ale w Kalabrii, w górach Sila to absolutne szaleństwo. Są wszędzie, pachną oszałamiająco. Trzeba otworzyć okna, żeby nasycić się miodową wonią. Żółte zbocza, żółte pola, żółte łąki...

                                       
Ile razy tam byłam pogoda trochę zawodziła, na ogół było pochmurno. W słońcu te widoki byłyby zapewne piękniejsze. Pogoda w maju nigdy nie jest taka klarowna. Zdarzają się deszcze, co uprzykrza zwiedzanie. Nad Lago Arvo było słońce, a niedługo przyszły malownicze chmury i leżały prawie na ziemi (co widać na powyższym zdjęciu). Lago di Cecita położone jest na wysokości 1133 m npm, nic więc dziwnego, że często jest tam pochmurno o tej porze.
Gdy pojechałyśmy lasami w kierunku Rossano zerwał się nawet deszcz a po nim wyszło słońce. W jego ostatnich promieniach obejrzałyśmy piękny bizantyjski klasztor - Santa Maria del Patire z XI-XII wieku, do którego trzeba się wspiąć krętą drogą wśród kasztanowych lasów. Był to dzień wspaniałych wrażeń. Niestety zabrakło czasu na pójście w las, przez który jechałyśmy do Abbazia del Patire. Jest tam rezerwat - Giganti della Sila Greca. Na powierzchni 8 hektarów, na wysokości ponad 1000 m npm, na zboczu Cozzo del Pesco rośnie około 50 drzew kasztanowych (kasztan jadalny) w wieku 600 lat. Są też równie wiekowe monumentalne dęby i klony.
A na zakończenie  nocleg w hotelu "Bisanzio", w górach i wśród lasów, niedaleko Rossano Calabro w  Contrada Ceradonna. Wygodny pokój, świetna kolacja, przemiły pan w recepcji, dookoła las, a z balkonu oszałamiający widok na Morze Jońskie. Czułyśmy się mile widzianymi gośćmi. I to wszystko za 39 €. 
A tak na pożegnanie z tą okolicą zostałyśmy koncertowo oszukane. Na stacji benzynowej w Corigliano Calabro. Nigdy tak dużo benzyny nie zmieściło się do mojego baku. Miałam jeszcze sporo a wyszło, że bak był pusty. Postanowiłam, że w takich miejscach będę robiła zdjęcie wskaźnika poziomu benzyny gdy stanę przy dystrybutorze. Albo będę kupowała za określoną kwotę zamiast a pieno, czyli do pełna. Gdybym mu nie przerwała, to by się okazało, że mój bak mieści 100 litrów. Skaza na moim ulubieniu Kalabrii...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz