środa, 2 października 2013

Trasa przełęczy - Rombo, Croce Domini

Próbuję policzyć przełęcze jakie przejechałam podczas ostatniego wyjazdu. Najwyższe było niewątpliwie Passo Rombo ( w niemieckojęzycznej wersji Timmelsjoch) - 2509 m n.p.m. Mam kilka atlasów i w każdym z nich podana jest inna wysokość, niższa od prawdziwej. Ale w atlasie Alp i na samej przełęczy jest 2509 m, więc to obowiązuje. Przełęcz jest przejezdna od maja do października, potem zasypana śniegiem. Na dodatek nie można na nią wjechać w nocy - od 20:00 do 7:00 jest zamknięta.
Sporo jest w Alpach takich przełęczy dostępnych dla samochodu jedynie latem. W zasadzie tylko w lipcu i sierpniu można być pewnym, że na tablicy zapowiadającej przełęcz będzie napisane aperto, open itp zależnie od kraju. Trzeba to przed wyjazdem dokładnie sprawdzić, żeby nie narażać się na objazdy. Raz tylko znalazłam się w takiej sytuacji - Stelvio było zamknięte pod koniec maja i nad Como musiałam jechać przez Szwajcarię. Drogą bardzo piękną, więc  nie żałowałam.
Przełęczy kilkusetmetrowych to nawet nie liczę, na górskiej drodze jest ich mnóstwo.
Przejechałam prześliczną trasę wokół masywu Adamello. Dwa dni gór, cudnych widoków i mocnych wrażeń na wąskich odcinkach. Trasa warta polecenia. Z Vattaro przez Mattarello do Rovereto a stamtąd do Riva di Garda skąd długim tunelem do drogi 240 idącej nad Lago di Ledro. Śliczne jezioro. W zasadzie jak każde górskie jezioro. Gdy pogoda dopisze, to widoki i zdjęcia są wspaniałe.
Droga trochę kręta, ale szeroka i jedzie się świetnie. Trzeba tylko bardzo uważać na fotoradary, których jest wielka obfitość. Czasami i co 100-200 m. Ostrzeżenia, takiego jak u nas, nie zuważyłam. Na szczęście są duże i najczęściej pomarańczowe, więc dobrze je widać. Ale w tym rejonie spotkałam je również w wersji zielonej, więc bardziej wtapiają się w otoczenie. Nie wiem czy są czynne, bo jechałam obrzydliwie przepisowo. Jeżeli radar działa to na górze pulsuje mu światełko. Po ciemku widać to doskonale, jednak w dzień przy oślepiającym słońcu wszystkie wydają się martwe. Pierwszy raz spotkałam takie radarowisko. I to na bocznych drogach. na głównych jest ich niewiele. Gdy sprawdza się trasę na Via Michelin to ostatnio pojawiły się ostrzeżenia gdzie są radary. I warto sobie to zanotować, bo mandaty są wysokie.

Za Darzo skręciłam w drogę w kierunku Bagolino. Ostro wspięła się w górę. W pewnym momencie jest z niej piękny widok na Lago d'Idro. Droga zrobiła się wąska, nawet bardzo wąska, bo na jeden samochód. Z jednej strony urwisko z drugiej ściana, piękny las. I ten dreszczyk emocji - czy nadjedzie ktoś z przeciwka. Czasami są rozszerzenia, na ktorych od biedy można się zmieścić we dwójkę.  Miałam jednak szczęście. Do Bagolino trafił się jeden samochód, ale akurat było gdzie się wyminąć. W Bagolino jest ładny kościół  pod wezwaniem św.Jerzego, z krużgankami spod których można popatrzeć na dachy miasteczka położonego poniżej.
Tutaj skręca się na drogę 669 w stronę przełęczy Croce Domini - 1892 m n.p.m. Na przełęcz prowadzą dwie drogi. Miałam ochotę pojechać tą drugą - 345, jednak zwyciężył rozsądek. Droga jest przepiękna, ale 8 km przed przełęczą nie ma asfaltu. Samotna jazda górską nieutwardzoną drogą. Ekscytujące, ale nie zdecydowałam się. Droga 669 była też śliczna i w większej części normalnej szerokości.
A na dodatek , gdy zatrzymałam się na kawę w przydrożnym barze, trafiłam na sklep z miejscowymi serami.
Kupiłam wyśmienity Bagoss z Bagolino i jeszcze drugi który mi smakował, ale nazwa umknęła z pamięci. Zostało to zapakowane sotto vuoto i w lodówce czeka. Za dwa tygodnie razem z serem będę w Palermo. Moja włoska córka jest smakoszką serów. Do serów zawiozę jej też mój najnowszy wyrób - dolce-piccante. Kilka lat temu kupowałam to w Kalabrii, która słynie z ostrej papryki. Teraz diabelskie mini papryczki obrodziły na moim warzywniku i musiałam jakoś je wykorzystać. I powstał świetny sos z pomidorów, z peperoncino, czosnkiem, świeżym imbirem, dużą ilością cukru i octem balsamicznym. Wyśmienity jest właśnie do serów. Najpierw czuje się jego słodycz, a potem pojawia się ostrość peperoncino. Chyba jeszcze trochę wyprodukuję, bo amatorów jest mnóstwo. Ale wracajmy na górską drogę.
Widoki były bajeczne, góry to widokowy pewniak. Zdjęć mam mnóstwo. Można było spokojnie się zatrzymać i nadelektować urodą krajobrazu.
Droga znowu zrobiła się wąska . I wtedy zza zakrętu w górze pojawił się samochód. Niestety miejsca było zbyt mało, żebyśmy mogli koło siebie przejechać. Ale uprzejmy niemiecki turysta  wycofał się na zakręt, gdzie było trochę szerzej. Dobrze że to nie ja musiałam się cofać. Wolę jechać do przodu.
Na przełęczy Croce Domini był bar, rifugio, stado motocyklistów w czarnych skórach i stado krów w jasnych skórach pasące sie na stromym stoku. Były one dowodem na prawdziwość żartobliwego powiedzenia, że alpejskie krowy mają nogi po jednej stronie dłuższe.
Nastepnego dnia, po noclegu w miasteczku Corteno Golgi (pomiędzy Edolo a Apricą) ruszyłam na Passo di Tonale a potem do Madonna di Campiglio przez przełęcz Carlo Magno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz