czwartek, 1 sierpnia 2013

Włoskie zakupy

Na początku kupowałam przede wszystkim buty. Czyste szaleństwo. pamiętam jak wiosną 1995 r byłam w Weronie na targach "Fieragricola" i wróciłam z 12 parami butów. Niektóre z bólem serca musiałam sprzedać koleżankom,  bo gdybym chciała wszystkie zatrzymać, to byłoby finansowe samobójstwo. Ale jak ma się zachować kobieta w krainie butów jaką są niewątpliwie północne Włochy? Jeszcze chyba 10 lat wcześniej były u nas kartki na buty, więc łatwo zachłysnąć się tą obfitością. Wtedy robiłyśmy butowe zakupy przede wszystkim w Pitarello, gdzie ceny były na naszą kieszeń. Do oglądania miałyśmy piękne wystawy na ulicach Werony a do kupowania centra handlowe.
I to się nie zmieniło. Eleganckie butiki, w których albo wcale nie wystawiają cen, albo są one z kosmosu, są poza moim zasięgiem. I wcale nad tym nie rozpaczam. Zawsze znajdę coś fajnego za niewielką cenę. I to jest dopiero satysfakcja. Piękne baleriny caluteńkie ze skóry, mięciutkiej jak rękawiczka, za 20 euro to chyba dobry wynik. I mogę wtedy kupić sobie we wszystkich kolorach. To w "Boscaini Scarpe". Są to duże sklepy z butami w północnych Włoszech. Te 20 euro to nie jest średnia cena, większość butów jest tam znacznie droższa. Ale należy szukać przecen. Kiedyś były zgromadzone na lewej ścianie sklepu a teraz są porozrzucane w różnych miejscach.
Warto też zajrzeć do "Scarpe&Scarpe". Sklepy z tej sieci są ogromne i jest ich bardzo dużo - od Palermo do Bolzano (ostatni przed granicą, przy samej trasie przez miasto w centrum handlowym Twenty - oczywiście gdy nie jedzie się autostradą , lecz SS 12). Tutaj trzeba poświęcić dużo czasu, żeby przejrzeć te tysiące wystawionych butów. Podobnie w Pitarello, gdzie wśród plastików można wyczesać czasami coś fajnego. Warto zaglądać do sklepów w małych miejscowościach, często można trafić na coś bardzo oryginalnego i w dobrej cenie. Casami kupuję w Bacie, bo we Włoszech w sklepach Baty są inne buty niż w Polsce. Ale często buty od Baty są sztywne.
Jeden z moich ulubionych sklepów to "Bottegone della Calzatura" w Rosa di Terricciola na południe od Pontederry. Przed sklepem stoi ogromny żółty but, cudny kicz, który trudno przeoczyć. Gdy moje drogi prowadzą w pobliżu zawsze tam wstępuję, bo kupiłam tam sporo fajnych butów. I mam sentyment do tego wielkiego trzewika. Niestety co roku jest coraz gorzej, buty coraz gorsze i nie w moim guście. Pewno przestanę tam zaglądać.


Miałam napisać jeszcze o ciuchach, winach, serach i innych smakolykach, ale już minęła pierwsza w nocy, więc ciąg dalszy nastąpi.