środa, 29 maja 2013

Piove, piove...

Jeszcze tak nie miałam, żeby pod koniec maja we Włoszech ustawicznie lało. Chyba tegoroczny wyjazd nie będzie udany. Dzisiaj piąty dzień w podróży a ciągle w długich dżinsach, pełnych butach, czterech warstwach ubrania - bluzka, sweterek, bluza, kurtka. Nic cieplejszego nie mam, więc chyba trzeba będzie jutro wstąpić do Oviesse i kupić coś ciepłego. Może być to trudne, bo w sprzedaży już letnia kolekcja. Przez dwa dni nie miałam internetu, więc nic nie mogłam napisać.
Jak było do przewidzenia na Grossglockner nie pojechałyśmy, chmury sięgały prawie ziemi, a tam jedzie się po widoki. Postanowiłam więc pojechać przez Felbertauerntunnel. Wprawdzie przejazd kosztuje 10 €, ale szybciej byłabym po włoskiej stronie, gdzie miało być cieplej i bardziej słonecznie. Niestety tunel był zamknięty, pojechałam więc drogą 165 przez Gerlos. Na dodatek zboczyłam kawałek z głównej drogi i sięgnęłam nieba - jaka cudna trasa ostro pnąca się pod górę. Wąziutka, więc dodatkowa adrenalina, czy się kogoś spotka z przeciwka. Na wysokości ośnieżonych szczytów, śnieg leżał też przy drodze, na szczęście niewiele.


Nie lubię jeździć przez duże miasta, więc omijam Innsbruck wysoko górą , niezwykle malowniczą trasą. W Volders, przy przepięknym Karlskirche zjeżdżam z drogi 171 w kierunku Tufles i Rinn. Stamtąd do Matrei am Brenner, cudnego malowanego miasteczka, zaraz blisko jest przełęcz Brennero. I już Italia!
W poniedziałek było nawet trochę słońca, ale we wtorek chmury ciągle maszerowały po niebie. Gdy jechałyśmy z Rovereto do Schio (w kierunku Vicenzy), przez góry oczywiście, drogą 46, to popadywał deszcz i miejscami była mgła, a na termometrze 6 stopni. Istny listopad w Polsce, a nie koniec maja we Włoszech.
Moja współtowarzyszka podróży Zosia nie była nigdy we Włoszech, muszę więc pokazać jej najważniejsze atrakcje. Na początek była Wenecja. Piękna jak zawsze, na dłuższą chwilę zaświeciło nawet słońce. Gdy przysiadłyśmy w pobliży placu św.Marka na jakimś stopniu, zmęczone po gonitwie wąskimi uliczkami, podszedł do nas strażnik miejski z prośbą, żebyśmy wstały, bo tu nie wolno siadać. I tak zganiał każdego. To było wczoraj, ale do tej pory mnie to gnębi, jest mi przykro. Od lat co roku jeżdżę do Wenecji. Pamiętam jak zawsze gdzieś przysiadaliśmy, aby odpocząć. Właśnie na jakimś schodku, gdziekolwiek, zdarzało się nawet moczyć nogi w  kanale. I ta swoboda była taka cudowna. A się skończyło. Straciłam serce do Wenecji. Gdyby jeszcze były ławki do wyboru. Ale ich prawie nie uświadczysz.

Co może zaszkodzić kamiennym schodkom, jeżeli usiądzie na nich miękki tyłek? Od chodzenia bardziej się zetrą. Może niedługo trzeba będzie chodzić w kapciach po Wenecji,

niedziela, 26 maja 2013

W drodze

Już jestem blisko, jutro po południu zobaczę niebieską tablicę z otoczonym gwiazdkami napisem - Italia. Dzisiaj nocujemy w Fusch am Grossglockner Hochalpenstrasse.
Niestety pogoda jest beznadziejna, dzisiaj od rana było 2-4 stopnie, padał deszcz i wiał silny wiatr. Wczoraj było trochę lepiej, ale wczorajszy dzień spędziłam głównie na autostradzie. Dzisiaj była już piękna Bawaria, zielona, kwitnąca, z przepięknymi malowanymi domami, majowymi drzewkami, z zapachem gnojowicy. Uwielbiam jechać bocznymi drogami, zaglądać do malowniczych miasteczek i czekać na pojawienie się Alp. Są już dookoła a Italia tuż tuż. Niestety nie pojadę przez Grossglockner, bo pogoda nieodpowiednia, chcę pokonać jeszcze raz tę piękną drogę, ale w słońcu. Będę więc musiała spróbować kolejny raz. Trzeba zmienić trasę, ale na jaką to postanowię jutro rano, gdy zobaczę co dzieje się za oknem.
Obejrzałam w internecie prognozę pogody na najbliższe dni. Nie grozi nam przegrzanie. Od 17 do 21 stopni, ale na szczęście bez deszczu. Będziemy musiały wskoczyć w Trento do Oviesse kupić coś cieplejszego, bo zabrałam tylko jedną bluzkę z długim rękawem.
Bawarski cebulak wśród pól

Kloster Seeon,
Pomimo braku słońca widoki są piękne, ale mam nadzieję, że podczas jutrzejszej drogi przez Alpy słońce się jednak pokaże.