piątek, 5 kwietnia 2013

Piano Grande i Castelluccio

Norcia (lub Nursja) jest ładnym miasteczkiem położonym na płaskowyżu (zaledwie 600 m n.pm.) u podnóża Monti Sibillini. Tutaj urodził się święty Benedykt i jego bliźniacza siostra św, Scholastyka . Dwóch świętych na takie miasteczko to imponujące nawet jak na włoskie warunki.

Piazza San Benedetto, La Castellina i statua Św.Benedykta


Miasto słynie z doskonałych wędlin. Tutejsze wyroby są  symbolem smaku i jakości, dlatego w innych włoskich miastach dobre sklepy wędliniarskie noszą nazwę - norcineria. W centrum Norcii  na turystów czekają liczne  norcinerie ze swoją smakowitą zawartością. Przed sklepami wiszą wszelkiego rodzaju  wędliny. Tu nie ma drobiowych erzaców nastrzykniętych glutaminianem sodu,  polepszaczem smaku i zapachu. Te wędliny muszą być ze świni, domowej albo dzikiej (dziczyzna jest bardzo we Włoszech lubiana ), przygotowane według tradycyjnej receptury, artigianale, czyli metodą rzemieślniczą w niewielkich przetwórniach. Oczywiście więksi wytwórcy też robią ten typ wędlin, ale niepowtarzalny smak (i cenę) mają te autentyczne z Norcii i okolic. Staram się podczas moich wyjazdów wydawać jak najmniej, ale kilka euro na jakiś lokalny przysmak zawsze wydam. Obok wędlin kuszą pyszne  sery,  miód,  produkty z truflami.  Przecież  jesteśmy  w  Umbrii,  a  to  znane truflowe zagłębie.


        











Gdy patrzę jak Włosi potrafią rozpropagować i sprzedać swoje lokalne specjalności, to ogarnia mnie złość, że u nas wygląda to tak mizernie. A przecież mamy też mnóstwo lokalnych przysmaków. Jest już widoczna poprawa, ale to ciągle za mało. Za to Norcia wędlinami stoi.

Ale Norcia to dopiero wstęp. Z Norcii wyruszamy w Monti Sibillini. Wyjeżdżamy w kierunku Ascoli Piceno i po kilku kilometrach, skręcamy na rondzie w kierunku Castelluccio i Forca Canapine. Droga pnie się coraz wyżej po zboczu. Odsłania się szeroki widok na dolinę i Norcię. Droga jest wybitnie widokowa. I tak przez kilkanaście kilometrów. Za kolejnym zakrętem kolejne piękne widoki. Aż pojawia się Piano Grande. 

Można zatrzymać się na parkingu i napatrzeć. W głębi na wzgórzu widać Castelluccio. Przez środek Piano wiedzie prosta droga, około 5 km. Po obydwu stronach łąki. Późną wiosną są ukwiecone, ale dopiero na przełomie czerwca i lipca można zobaczyć Piano w największej krasie - czerwone od maków. Zawsze jestem tu wcześniej, pod koniec maja lub na początku czerwca. Ale ciągle mam nadzieję, że uda mi się zobaczyć Piano Grande w czerwieni. Ruszamy w dół, po drodze hotel Rifugio Perugia a później z 5 kilometrów po płaskim.
W ciągu tych kilku lat od kiedy tu przyjeżdżam Piano się zmieniło. Gdy byłam pierwszy raz było tu pusto. Gdzieś daleko od drogi pasły się pojedyńcze sztuki bydła. Teraz widać całe stada.



Przybyły też konie, i to wcale nie dziko hasające po łąkach, ale konie pod siodło dla turystów. Piano Grande żyje coraz intensywniej. Mam nadzieję, że nie zostanie zamienione w pole uprawne. Że dalej będzie można znaleźć w trawie dzikie storczyki, że w końcu zobaczę rozkwitłe maki. Jadę tam znowu w tym roku, ale też za wcześnie, na początku czerwca. Ciekawa jestem co się zmieniło od września 2010, kiedy to byłam tam ostatni raz.
Castelluccio, urocze miasteczko na wzgórzu na brzegu Piano Grande przeszło na moich oczach metamorfozę. Przed kilku laty było wymarłe, domy popadały w ruinę. Teraz powstają nowe pensjonaty, b&b, agriturismo, domy pięknieją, przybywa kwiatów, miasteczko żyje z turystów.

         

                                                    











Są tu wokół świetne trasy do łażenia po górach, na miarę każdego chętnego. I jeszcze jedno przyciąga na Piano Grande. Świetne warunki dla  lotniarzy. Przyjeżdża ich tu coraz więcej. Spotkałam nawet polskich miłośników tych lotnych wrażeń.
Z Piano Grande można pojechać w Monti Sibillini, pójść do jeziora Piłata, groty Sybilli. Do jeziora Piłata (Monte Vettore) można dojść w 3 godziny z Foce, gdzie trzeba zostawić samochód . W końcu maja leży tam jeszcze śnieg. Nic dziwnego, przecież to na wysokości 2000 m. Legenda mówi, że w wodach jeziora leży ciało Ponckiego Piłata. Grota Sybilli, to ponoć wejście do jej podziemnego królestwa. W okolicy pełno czarodziejek, czarownic, kamień z tajemniczymi napisami. Może być to ciekawa wyprawa. Mam dobre buty do chodzenia po górach, potrzebuję tylko odważnego towarzystwa.
A na obrzeżach gór, w Roccafluvione, kilkanaście kilometrów od Ascoli Piceno, jest mój ulubiony w tych stronach hotel - Il Mulino Vecchio,  z boskim jedzeniem. Po kolacji, niepełnej, bo bez secondo, muszę spać na siedząco, żeby mi się nie ulało. Wrócę tam niedługo, może we wrześniu.
Chyba będę musiała pójść do kuchni coś zjeść. Bo jak pomyślałam o ostatniej kolacji w Roccafluvione, to stałam się głodna, choć to pierwsza w nocy. Te crespelle z tartufami, wędliny własnej roboty, pasta z funghi porcini. Bajka. Pewno też się tam zmieniło. Trzeba sprawdzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz