środa, 28 grudnia 2022

Borghi piu belli - Borgo medioevale Canale di Tenno

 Gdy w nazwie miejscowości widzę słowo  borgo, wiem że będzie to coś starego i urokliwego. Borgo medievale. Takie jak Canale di Tenno. Na północ od Riva di Garda. Nazwa pochodzi od pobliskiego jeziora Tenno. Niewielkie jezioro wśród gór o niezwykle turkusowej wodzie, widok przepiękny. Taki kolor wody jest dzięki białym skałom wapiennym na dnie jeziora, którego głębokość dochodzi do prawie 50 m. Ten turkusowy akwen jest młody. Trochę ponad tysiąc lat temu osuwisko z góry Cima Salti zablokowało nurt rzeki Rio Secco powodując powstanie jeziora. Pobliskie lago di Garda jest jeziorem polodowcowym i powstało 5-6 mln lat temu, więc Tenno jest bardzo młodziutkie.




Niedaleko jeziora znajduje się średniowieczne borgo Canale di Tenno. Kamienne domy, strome uliczki, urokliwe placyki, kwiaty. Cicho, spokojnie, turyści się pojawiają, ale nie tłumnie, więc spacerowanie nie zatłoczonymi uliczkami to wielka przyjemność w kraju tak obleganym przez turystów. Jakiś bar, sklepik, muzeum narzędzi rolniczych. W miasteczku mieszka kilkadziesiąt osób. Najbardziej znanym budynkiem jest Casa degli Artisti nosząca imię malarza Giacomo Vittone, który uwiecznił miasteczko na wielu swoich obrazach i zapoczątkował stworzenie tego obiektu. Odbywają się tutaj wystawy, szkolenia, spotkania artystów chętnie odwiedzających malownicze borgo. Gdyby ktoś przyjechał tutaj w grudniu to trafi na znany jarmark bożonarodzeniowy a na początku sierpnia w miasteczku panuje średniowiecze - Rustico Medioevo. Warto odwiedzić borgo o każdej porze.







czwartek, 18 marca 2021

Ukwiecone Piano Grande. Fioritura i terremoto


 Piano Grande, miejsce do którego często wracam. Gdy pisałam o nim siedem lat temu nic nie zapowiadało dalszych wypadków. Trzęsienie ziemi z sierpnia i października 2016 roku zmieniło śliczne Castelluccio w kupę ruin. Przez wiele miesięcy nie można było tam dojechać, bo drogi uległy dewastacji. Tylko wojskowe konwoje dowoziły rolników uprawiających lenticchię, czyli soczewicę z której słynie Castelluccio. To włoskie dobro narodowe, więc nie można było dopuścić aby uprawa upadła. 

Udało mi się tam dojechać, od strony też zrujnowanej Norcii, dopiero 2 lata później. Przygnębiające wrażenie. Nie ma już domów, które miałam na zdjęciach zrobionych podczas poprzednich pobytów. Stosy gruzu. Ale życie się odradza, głównie gastronomia, noclegi też powoli wracają. Dużo dobrego spowodował rozwój lotniarstwa. Są miejsca pracy. Lotnie to już stały element tutejszego krajobrazu. Spotkałam tu nawet lotniarzy z Polski. 






Sądzę, że gdy uda mi się tam pojechać w tym roku, zmiany będą bardziej widoczne. Wielbiciele Fioritury nie odpuszczają, przyjeżdżają każdą możliwą drogą, żeby popatrzeć na ten cud natury. Nie radzę jechać na Piano w weekend. Wtedy nie ma gdzie zatrzymać samochodu, żeby popatrzeć na kwiaty. Drogi są szczelnie obstawione parkującymi autami a po łąkach hulają tłumy. W tygodniu jest spokój, można oddać się kontemplacji widoków.


Trzęsienia ziemi w tym regionie są dość częste. Rok 2016 był katastrofalny. 24 sierpnia ziemia potężnie zadrżała w Amatrice, Accumoli , wciąż są w ruinie. Również sięgnęło to Castelluccio. 26 października Castelsantangelo sul Nera, skąd prowadzi najdłużej zamknięta droga na Piano. 30 października wstrząs o największej sile 6,5 stopnia dotknął tereny między  Norcią a Preci, w tym Castelluccio.  Rany wciąż się nie zabliźniły, wielu mieszkańców opuściło swoje miejsca zamieszkania. Co roku bywam w tamtych stronach, wrażenie jest przygnębiające. Podobnie jak L'Acquila, której stare centrum legło w gruzach w 2009 r, a odbudowie nie widać końca. Siły natury bywają przerażające i ciągle nie potrafimy się przed nimi bronić.


Od początku czerwca do połowy lipca łąki i pola Piano Grande i Piano Perduto rozkwitają wszystkimi kolorami tęczy. To Fioritura. Gdy nadjeżdża się z góry widok jest niesamowity. Ostatni raz byłam tam w końcówce czerwca, ale pełnia kwitnienia to początek lipca.  Sama soczewica kwitnie na niebiesko, ale ponieważ jest uprawiana bez herbicydów, razem z nią rosną inne rośliny, można powiedzieć chwasty. I to one dają tę feerię kolorów. Najpierw pojawia się żółty, czyli gorczyca, potem białe rumiany, narcyze, czerwone maki, fioletowa zwrotnica czyli Zwierciadło Wenus. Dopełniają to szafirowe chabry i żółte jaskry. 






Piano ma długość 6,5 km i 3 km szerokości. Płaska  powierzchnia pól i łąk na dnie doliny, przecięta prostą drogą na końcu której na wzgórzu znajduje się Castelluccio di Norcia.  Wybieram się tam w tym roku w lipcu i mam nadzieję  zobaczyć fioriturę w najpełniejszej krasie. Oczywiście jeżeli koronawirus nie zamknie wjazdu do Włoch.

Soczewica z Piano Grande charakteryzuje się wysoką jakością, niewielkimi rozmiarami, odpornością na szkodniki dzięki surowemu klimatowi tych górskich okolic. Zimy tu na wysokości ok 1300 m n.p.m są mroźne i śnieżne, przymrozki zdarzają się do czerwca, lato jest krótkie. Roślina żyjąca w tych warunkach musi być odporna, więc nie trzeba w jej uprawie stosować chemii.  Jest opatrzona znakiem ChOG (chronione oznaczenie geograficzne), stosowanym dla produktów wysokiej jakości pochodzących z określonego terenu. Lenticchia z Castelluccio di Norcia jest jedyna w swoim rodzaju, najlepsza. Soczewicę uprawia się w wielu regionach najwięcej w Kanadzie, Indiach, Turcji i USA, ale ta najsłynniejsza pochodzi z Piano Grande. W Polsce można kupić tę soczewicę - pół kilo za 28 zł .

Piano Grande otoczone jest malowniczymi górami Sibillini, na pograniczu Marche i Umbrii. Prowadzą tam trzy drogi przez góry. Z południa od Norcii SP 477, kręta, ciągle w naprawie po terremoto, z której rozciąga się chyba najpiękniejszy widok na Piano. Z północy z Visso  SP 136, gdy byłam tam w 2019 roku nie była jeszcze otwarta dla ruchu z zewnątrz, tylko dla miejscowych. Ze wschodu, z Marche biegnie SP 89 (od granicy Umbrii ten numer zmienia się na SP 477). Prowadzi ona przez Forca di Presta skąd można pójść w góry do Lago di Pilato i na Monte Vettore, najwyższy szczyt Sibillini. To jeszcze przede mną.


W czerwcu 2019 r mieszkałam na obrzeżach Norcii. Stara część miasta uległa poważnemu zniszczeniu. Norcinerie sprzedające słynne wędliny z Norcii musiały w większości wynieść się za mury, do drewnianych pawilonów ustawionych wzdłuż alejek parku. Jest gdzie sprzedawać, ale już nie ma tego uroku starych uliczek i placów. Tylko najsłynniejsza Norcineria braci Ansuini , nieco podniszczona, znajduje się w starym miejscu, na starówce. Być może teraz trochę więcej sklepów wróci w dawne lokalizacje. 

Święty Benedykt nie uchronił swojego rodzinnego miasta 




Mieszkańcy Norcii czekają na turystów i ich zakupy. Żyli przecież głównie z turystyki. Śliczne stare miasteczko ze swoimi smakołykami przyciągało. Terremoto zrujnowało najpiękniejsze budowle, zabrało mieszkańcom dach nad głową i pracę. Więc gdy byłam tam w czerwcu 2019 r robiłam zakupy, to najlepsza pomoc, żeby przetrwali to nieszczęście. Gdy wieczorem poszłam do sklepu z miodami okazał się zamknięty. Ale w sąsiednim sklepie dali mi telefon właścicielki. Zadzwoniłam, żeby dowiedzieć się o której otwiera rano. Następnego dnia, zanim jeszcze minęła podana mi godzina zadzwoniła, że jest już w sklepie. Kupiłyśmy bardzo dużo miodu. Wyśmienitego, bio, z tych pięknych czystych górskich terenów. Słoiki już wylizane. W tym roku powtórzę zakupy. O solidarności z dotkniętymi trzęsieniem przekonałam się w niedalekim Foligno - Trattoria dei Cuccugnai bazuje na produktach z Norcii. Poszłam więc tam na doskonałą kolację.
Gorzej ze wsparciem ze strony państwa. Mieszkańcom zrujnowanego miasteczka obiecano jak zwykle pomoc. Niestety. Zmieniły się trzy rządy, minęły trzy lata i pomoc nie nadeszła w potrzebnej skali. "Odblokujcie odbudowę. Zostaliśmy zapomniani."  "Trzy rządy, trzech komisarzy, tylko obietnice. Wstyd." Tak wołały transparenty społecznego komitetu odbudowy Norcii w czerwcu 2019 roku, kiedy ostatni raz tam byłam. Chciałabym w tym roku zobaczyć inny obraz. 
Wydaje mi się, że to Watykan powinien sięgnąć do swej pełnej kiesy, aby podnieść z ruin miejsce urodzenia św. Benedykta. To takie pobożne życzenie. Jestem przekonana, że nie ma co na to liczyć.





środa, 26 sierpnia 2020

Droga z dreszczem

Bardzo lubię jeździć wysokogórskimi drogami, przez najwyższe przełęcze. Większość z nich już pokonałam, ale nie wszystkie opisałam. Kusiła mnie przez dłuższy czas przełęcz Gavia. Przełęcz w Alpach Retyckich, położona na wysokości 2652 m npm., przy drodze SP 29 z Ponte di Legno do Bormio. Początek drogi nie zapowiada się źle. Widoki wspaniałe, nawet są miejsca aby się zatrzymać, podziwiać krajobraz, zrobić zdjęcia. Droga robi się coraz węższa , na jeden samochód. Od czasu do czasu mijanki. Z jednej strony skały, z drugiej przepaść, najczęściej bez barierek. Ruch niewielki, więc jakoś się jedzie. Do momentu w którym z przeciwka nadjeżdża sportowy kabriolet z dwoma włoskimi młodzieńcami. 

Kilkadziesiąt metrów wcześniej była mijanka a oni pojechali dalej. Myśleli  chyba, że odfrunę. Stoimy naprzeciwko siebie. Coś dyskutują. Pokazuję  żeby się wycofali. Po jakimś czasie próbują, ale nie bardzo im to idzie, grozi spadkiem do przepaści. Na szczęście nadjeżdża samochód z holenderskiego automobilklubu i zatrzymuje się na mijance. Kierowca przychodzi i pomaga wycofać się Włochom. Jakoś się przeciskam przy skałach. Adrenalina. Chłopcy myśleli, że przyjechali na luzacką przejażdżkę. Gdyby nie Holender to byłoby kiepsko.


Na przełęczy śnieg w tle, Lago Bianco stalowe i groźne. Zimno choć to dopiero początek września. Niedaleko kościółek Madonna delle Vette, patronki cyklistów. Jest ich tutaj sporo, a także motocyklistów. Droga w sam raz dla nich, nie muszą się przepychać. 

Chiesa Madonna delle Vette



 Stąd zaczyna się Valfurva i Parco Nazionale dello Stelvio . Do najwyższej we Włoszech przełęczy dello Stelvio już niedaleko. Chwila odpoczynku przy Rifugio Bonetta , jakaś kawa, zdjęcia. Później już zjazd i szersza droga, i śnieg. Trzeba jechać wolno i podziwiać surowy początkowo krajobraz.

Za Santa Caterina di Valfurva dolina już jest szersza, w dole wzdłuż  drogi  płynie rzeka Torrente Frigidolfo a póżniej fiume Adda. Piękne świerkowe lasy. Pojawiają się domy, miejscowości, dolina coraz szersza i tak aż do Bormio.W Bormio dalej na północ drogą SS 301 w kierunku Livigno. Jesteśmy w Valdidentro. I tu kolejna atrakcja - Lago di Cancano. Błądząc po mapie w tym rejonie trafiłam na zdjęcia i postanowiłam tam jechać. Cudnie.W 1925 r , na wysokości 1900 m npm rozpoczęto budowę zapory na rzece Adda mającej w pobliżu źródła. W dolinie Fraele powstały dwa sztuczne jeziora - Cancano i San Giacomo. Cudownie położone wśród gór, otoczone lasami. Widok jest niezapomniany. Jak również droga. Wjazd nazywany jest małym Stelvio, a jak wiadomo passo dello Stelvio jest najwyższą przełęczą we włoskich Alpach którą można pokonać po asfaltowej drodze, bardzo krętej i uznawanej za najciekawszą.

Jak wygląda podjazd do lago di Cancano zobaczyłam dopiero z góry, gdy zatrzymałam się przy starych wieżach Torre  di Fraele, przy których droga przestaje się stromo wspinać.









Pierwsze jest niewielkie Lago delle Scale, raj dla wędkarzy a zaraz potem Lago di Cancano a za drugą zaporą Lago San Giacomo. Gdy przejedziemy przez pierwszą zaporę dotrzemy do malowniczo położonego kościółka San Erasmo. Przepiękny widok na jezioro. Niestety dalej wzdłuż jeziora nie można pojechać . Zakaz ruchu. Obok kościoła jest Rifugio Solena gdzie można zamieszkać, jest też restauracja, spa, można wypożyczyć górski rower, nawet elektryczny. Drogi już szutrowe a nie asfaltowe. Można jechać dalej kamienistą drogą przyczepioną do stoku góry, widoki są niesamowicie piękne. Tym szlakiem można dotrzeć aż do Passo dello Stelvio, ale od rzeczki już w zasadzie tylko rowerem czy motorem, to już tylko ścieżka. Na pewno ponad 10 km. Dla tych co lubią wędrować po górach to niezwykle atrakcyjny szlak.